Podbiegła do mnie wysoka dziewczyna. Miała długie brązowe włosy na których były cudne loczki. Ubrana była w letnią sukienkę w kolorze zielonym, podkreślającym jej oczy. Na pierwszy rzut oka można by powiedzieć że jest wiecznie uśmiechnięta.
-Hej
! - krzyknęła. No tak , biegła do mnie. Po chwili ustała
naprzeciwko mnie i zaczęła mówić. - Nazywam się Sara. Ty jesteś
Szejidi Kleison , prawda? - nie brzmiało to jak pytanie więc
zrezygnowałam z odpowiedzi.
-
Wszyscy tu po prostu żyją twoim przyjazdem ! Były nawet wybory
kto cię oprowadzi! Ja wygrałam. - superancko ! Będzie mnie
oprowadzać , chyba najbardziej wygadana obozowiczka... - Chodź !
Zaprowadzę cię do sekretariatu. Czeka tam na ciebie Pani Quen. -
powiedziała z nie skrywaną satysfakcją.
-
No... Dobra. - tylko to powiedziałam a Sara już złapała mnie za
rękę i ciągnąc mnie w dość szybkim tempie szła szerszą od
innych ścieżką.
Wytrzymam
te kilka dni z Sarą... Ale nie więcej niż tydzień . Aż tak
wytrwała nie jestem... Niestety, gdybym chodź trochę dorównywała
mojej mamie … Ona jest taka wytrwała i dzielna, ale i taka
dziecinna ! Jest odważna, ale nie poważna... Stop ! Nie chce o tym
myśleć.
Przyjechałam
tu, aby oderwać się od rzeczywistości czyli od Suzzi i całej
reszty mojej zakręconej rodzinki.
Czasem
trzeba po prostu zaszaleć! A tym bardziej po tym co przeżyłam gdy
, wraz z mamą się przeprowadziłyśmy. Kiedyś byłam duszą
towarzystwa … Teraz jest na odwrót.
Nawet
nie zdałam sobie sprawy , że tak naprawdę już chyba jesteśmy na
miejscu. Cóż troszeczkę się zamyśliłam.
-No
to doszłyśmy. Wchodzimy? - Sara była strasznie podekscytowana.
Sekretariat
był mały i miał czarny dach , zbudowany był z czerwonej cegły.
Gdzie nie gdzie były dość spore okrągłe okna zasłonięte
białymi żaluzjami. No i drzwi. Małe skromne drzwiczki, bardziej
w stylu drzwi przejściowych niż wejściowych.
-No
, chyba. - Nie byłam zbyt przekonana do tego budynku.
-No
to jazda ! - Krzyknęła Sara i otworzyła przede mną drzwi.
Powoli weszłam do budynku. Podeszłam kilka kroków i ustałam
przed biurkiem , przy którym siedziała Pani … Jak ona miała na
nazwisko … Mam ! Pani Quen.
-Dzień
Dobry Pani Quen - powiedziałam nieśmiało.
-
Witaj Szejidi Kleison, czekałam na ciebie. - Powiedziała, miała
czarne włosy do ramion związane w luźnego kucyka i kremową
flanelową koszulę. Po chwili zauwarzyłam, że jej uśmiech był
trochę sztuczny.
Sięgneła
do szuflady w swoim biurku i trochę w niej pogrzebała. Po chwili
położyła na biurku kluczyk z przywieszką o numerze 15. Wstała
i zaczeła macać po półce która wisiała dość wysoko.
Zauwarzyłam, że pani Quen ma długie kościste ręce, ale jest
dość niska. Po kilku sekundach znalazła to czego szukała.
Wyjeła mały czarny notes i złożoną w mały kwadracik
karteczkę. Wyjeła z szuflady długopis i otworzyła notesik na
pustej stronie.
-
Szej, wpisz się tutaj. - Podała mi długopis i przysuneła
notesik bliżej mnie.
-
Tylko czytelnie.
-
Dobrze proszę Pani. - Wziełam długopis i szybko się podpisałam.
Zamknełam notesik i położyłam na nim długopis. Przesunełam w
stronę Pani Quen.-Już, proszę.
-
A tu jest twój plan lekcji i mapa szkoły, oraz kluczyk do
pokoju.-rozpakowała złożoną karteczkę i pokazała że jest w
niej jeszcze jedna. Złóżyła ją zpowrotem i mi podała.
Następnie wzieła kluczyk i podając mi powiedziała-Masz numer
domku 15. Jakbyś zapomniała to jest zapisany na przywieszce.
-
Dziękuje. Dowidzenia.-Starałam się być miła. Och! I niemal
zapomniałam o istnieniu Sary. Już chciałam jej pogratulować, ale
się powstrzymałam. Schowałam wszystkie rzeczy do torebki.
-
Do zobaczenia! - Odpowiedziała mi Quen. Odwróciłam się złapałam
Sarę za ręke i ruszyłyśmy do drzwi wyjściowych ( choć
właściwie równie dobrze mogłoby się je nazwać wejściowymi ).
-
Myślałam, że ona nigdy nie da ci tych rzeczy. Strasznie się
grzebała.
-
Tylko ci się tak wydawało. Jak dla mnie szybko się uwineła.
-
No dobra, może i masz rację ale na razie to muszę cię
zaprowadzić do twojego domku! - Tylko nie to! - Numer 15 prawda.-
Mimo że było to pytanie to wcale tak nie brzmiało więc
zrezygnowałam z odpowiedzi. - Wychodzi na to że będziemy
sąsiadkami.-uśmiechneła się tak szeroko, aż wystraszyłam się,
że coś się jej stanie. No i nie byłam z tego powodu, aż tak
zachwycona jak ona. Ale chyba mógł mi się trafić ktoś gorszy.
Mimo wszystko nie byłam tego taka pewna.
III.
Czas na zadomowienie
się.
Gdy
szłyśmy do mojego domku Sara cały czas coś nadawała. Po pięciu
minutach przestałam jej słuchać.
Co będzie dalej? Jakie przygody spotkają Szej? Dowiedziecie się w następnej części! PS. Wybaczcie za niedopracowanie ale nie zdążyłam dopracować. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz